Dniało. Mleczne wodorosty wiły skręty coraz to wyższe loki snu. Ona lilię ciała unosząc, jeszcze mówiła: "Miły", gdy on, od snu złego ciepły, już szedł na łów. A mieli noce upalne, nie było w nich nadziei. Płomyk z ust przelewany - pożar ogarniał noc, a potem już dogasało, był pokład, co się chwieje, mrok podobny do rany i pnie spalonych rąk. "Miły" - mówiła jeszcze. A on oczy białe, co. tak od snów wyblakłe, odwracał: "Czy ty wiesz, tej nocy byłem w lesie, gdzie jodły skamieniale były jak srebrne organy, z których tryskała krew" A potem ręce łamał u okien, które mróz przemienił w morza martwe, gdzie nie żeglował nikt, i nie było nadziei. Więc szedł przez zimny próg, jakby wstępując nagle w nieprzejrzystość szyb. I nie było nadziei. Stygło jasnym ciałem " w pokoju, który nad nią sklepiał niebo w kwiat, gdy on szedł wzdłuż zawiei jak przez łąki białe i snem niedokończony ręce w rzekę kładł. styczeń 42 r
© 1999/2017 JoKeR. All Rights Reserved.